31.08.2014

Pieczone tosty na koniec wakacji

Ostatni dzień sierpnia, to naprawdę koniec wakacji. Nie tak dawno pisałam, że nim się obejrzymy, a będziemy żegnać obecny miesiąc. I miałam rację, tylko mam wrażenie jakby stało się to o wiele za szybko. Mimo, że początek roku szkolnego już od dłuższego czasu mnie nie dotyczy, to przede mną inny bardzo ważny termin. A poza tym nieubłaganie zbliżamy się do końca lata, którego zawsze wypatruję z utęsknieniem. Nawet dzisiejsza pogoda zdaje się wyraźnie przypominać, że jesień jest już niedaleko. Od rana niebo pokryte jest gęstymi chmurami i słychać jak krople deszczu obijają się o parapet.
Dlatego dobrze osłodzić sobie taki mało przyjemny poranek. Wraz z końcem lata zacznę znów częściej tu bywać i dzielić się kawałkiem mojej rzeczywistości.

Inspirację na dzisiejsze śniadanie czerpałam z tego bloga. Niezwykle smaczne, miękkie w środku, a chrupiące z zewnątrz. Ciepłe borówki rozpływały się z masłem i miodem. Tyle słodyczy wystarczy, prawda? ;-)

Pieczone tosty francuskie z borówkami
|8 porcji|

8 kromek chleba tostowego, pełnoziarnistego
5 jajek
1/4 szklanki mleka
1/4 szklanki syropu klonowego - zastąpiłam miodem
1/4 łyżeczki soli morskiej
1/2 łyżeczki cynamonu
pudełko borówek
masło i syrop klonowy lub miód do podania

Piekarnik nagrzać do 175 stopni. Blachę spryskać tłuszczem lub wyłożyć papierem do pieczenia.
W misce roztrzepać jajka z mlekiem, syropem klonowym (miodem), solą i cynamonem. Każdą kromkę chleba maczać z obu stron w jajecznej masie i układać na blaszce. Pozostawić tosty na 5 - 10 minut. Następnie ułożyć na każdej kromce borówki i wstawić do piekarnika. Piec przez 25 - 30 minut, aż chleb się przyrumieni i uzyska złoto-brązową barwę.
Wyjąć z piekarnika, dodać po kawałku masła i polać miodem. Podawać póki ciepłe.

23.08.2014

Pszczółka Maja i inne słodkości

Podczas każdego wyjazdu nie może zabraknąć zakupów. A nawet gdybym postanowiła, że nie będę nic kupować, to i tak mój plan by się nie udał ;-) Na szczęście nie wydaję wszystkiego co mam, ale zawsze coś przywożę.
Mały kremik nawilżający, który zmieści się w torebce, to bardzo przydatny kosmetyk. I nie było by w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie obrazek, który zdobi wieczko. Die Biene Maja!
Jeszcze jeden krem z bebe, do pielęgnacji wokół oczu. Używam już dwa tygodnie i dobrze się spisuje :-)
A czego kupiłam najwięcej? Oczywiście słodyczy... Wypatrzyłam kilka smakołyków, których u siebie bym nie kupiła. Nie zapomniałam także o Biance, chrupiąca przekąska uszczęśliwiła wąsiatą ;-)
Czekoladowe dropsy Milka, mniam! Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
Od samego początku wiedziałam, że kupię Mikado. W zeszłym roku miałam zwykłe czekoladowe, więc tym razem wzięłam z podwójną porcją czekolady oraz z Daim. Zapowiada się pysznie!
Starbucks'a w moim mieście nie ma, to chociaż przy okazji wizyty w Niemczech mogę zaopatrzyć się w mrożoną latte. Oj, dobre było :-)

Niektóre ze słodkości na pewno jeszcze się tutaj pojawią.

14.08.2014

Dzień w Cottbus

Kolejny raz miałam okazję odwiedzić nasz sąsiedni kraj. Jednak tym razem nie była to stolica, którą zwiedzałam już niejednokrotnie. Wybór padł na Cottbus, miasto leżące na południu Brandenburgii. Wszystko uzgodniłyśmy z przyjaciółką i skoro świt ruszyłyśmy w drogę.
Dzięki temu, że mieszkam dość blisko granicy, to jednodniowy wypad do Berlina czy innego niemieckiego miasta niedaleko naszej granicy nie stanowi problemu. Oczywiście zawsze wiąże się to z bardzo wczesną pobudką (około 4:30), ale coś za coś ;-)
Tuż przed dziesiątą byłyśmy na miejscu i miałyśmy około siedmiu godzin na zobaczenie choć kawałka miasta. Pogoda dopisała, przepiękne słońce, błękitne niebo, nieco wietrznie i prawie trzydzieści stopni. Ale jak to my kobiety, zamiast zwiedzania, sporą część czasu spędziłyśmy w centrum handlowym. Przecież nie może obyć się bez zakupów.
Małych przygód również nie zabrakło. Kiedy wyszłyśmy z dworca zobaczyłyśmy ciąg samochodów policyjnych zmierzających w stronę parkingu tuż przy dworcu. Nie mam pojęcia ile ich było, ale wyglądało jakby cała policja obecna w mieście zjechała się w jedno miejsce. Przyjaciółka zaczęła domyślać się o co może chodzić i później potwierdziła swoje przypuszczenia przeglądając jedną z gazet w kiosku. Po południu odbywał się mecz piłki nożnej, ot cała tajemnica. Jednak największą atrakcję miałyśmy w drodze do domu.

W przerwie podczas zakupów trzeba było zjeść coś ciepłego i nasze kroki skierowałyśmy do pizzerii. O rety, dawno nie jadłam tak pysznej pizzy! Dobre, grubsze ciasto, bardzo smaczny sos pomidorowy, salami i ser, który nie ciągnął się w nieskończoność, tylko idealnie odrywał z każdym kęsem. I byłyśmy tak łapczywe, że aż poparzyłyśmy sobie języki i podniebienie. Co tam, warto było ;-)
Miałyśmy nie wiele czasu, więc przeszłyśmy się głównymi ulicami. Zauważyłyśmy, że nazwy ulic są w dwóch językach, niemieckim i serbołużyckim. A wynika to z tego, że miasto leży na terenie Łużyc. Przyznam, że nie zgłębiałam wcześniej historii Cottbus, więc muszę jeszcze poczytać. I chętnie wrócę tam ponownie aby zobaczyć o wiele więcej.

Na koniec dnia, kiedy jechałyśmy już pociągiem do domu, wszystko szło dobrze do pewnego momentu. Popełniłyśmy klasyczny błąd. Podczas drugiej przesiadki pomyliłyśmy pociąg. I nie byłoby problemu gdyby nie fakt, że przez tą pomyłkę nie zdążyłyśmy już na nasz ostatni pociąg prosto do Gorzowa. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, dojechałam do domu jeszcze tego samego wieczora, a całą sytuację wspominam z uśmiechem.

10.08.2014

Krótka wycieczka

Mija dziesięć dni sierpnia i zastanawiam się kiedy to tak szybko zleciało. Dopiero co zaczynały się wakacje, a tu lipiec pozostał już wspomnieniem i nim się obejrzę, sierpień również dołączy do tego co już było.
Jednak w przeciwieństwie do poprzedniego miesiąca teraz jest ciekawiej. Na szczęście w większości uporaliśmy się z remontem i mieszkanie nie przypomina już toru przeszkód z lodówką w pokoju. Takie uroki kuchennej rewolucji ;-)

Pisząc, że obecnie dzieje się więcej, miałam na myśli moją wczorajszą małą wycieczkę do Niemiec. Jak zawsze nie obyło się bez przygód, ale o tym co działo się dokładnie napiszę w następnym poście.
A to miasto odwiedziłam :-)
Dobrego tygodnia!