31.07.2013

Gofry, jeszcze nie własne

Od kilku dni chodziły za mną gofry. Tak chodziły, chodziły, aż w końcu dotarłam do sklepu. Niestety, nie dorobiłam się jeszcze gofrownicy, więc muszę zadowolić się kupnymi. Choć niedawno zaciekawiła mnie forma silikonowa do wypieku gofrów. Super sprawa! Szybciutko kliknęłam do sklepu oferującego ową foremkę i... tu nastała cisza. Cena mnie lekko powaliła i chyba poczekam do jakiejś promocji (mam nadzieję, że takowa się przydarzy).
Ale tak mi się chciało goferków posypanych cukrem pudrem i podanych z ulubionymi letnimi owocami... Kochana Mama przyniosła wczoraj dla mnie pudełko borówek i już miałam plan na dzisiejsze śniadanie.

Dziś dotarła do mnie paczka z Tchibo. Mają obecnie w swoim sklepie kolekcję dla zwierząt i wybrałam coś dla Bianki. W końcu ma porządne legowisko! Już sprawdziła, obwąchała, ale jestem ciekawa czy przypadnie jej do gustu ;-) I muszę jeszcze wspomnieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jeśli chodzi o szybkość dostawy przesyłki. Zamówienie złożyłam w poniedziałek pod wieczór, a już dzisiaj rano przybył pan kurier. Co mnie trochę rozbawiło, to Bianka, która przywitała pana głośnym miauknięciem. Chyba czuła, że przyszło coś dla niej, haha. Oprócz kociego posłanka mamy jeszcze fajną rękawicę do czesania sierści. Będziemy pielęgnować kicię :-)
To już koniec lipca?!

28.07.2013

W minionym tygodniu: upalnie

Jest tak gorąco, że nawet internet momentami ma dość i się zawiesza. Podobno dziś w nocy i jutro ma być burza... oby, bo jest jak na pustyni. Dzisiaj rano obudziło mnie stukanie o parapet. Deszcz? Tak... jakby ktoś kropidłem machnął kilka razy. To znaczy, że gdzieś niedaleko musiało padać, a tutaj (jak zazwyczaj zresztą) dotarły jakieś resztki.

Kilka dni temu moja mama wymyśliła, że w piątek zamiast obiadu w domu będzie grill na działce. Pomysł dobry, tylko ten upał... Ale jakoś przeżyłam i grillowany ser pleśniowy z pieprzem sprawił, że warto było pojechać ;-) Najadłam się, pstryknęłam kilka zdjęć i wróciłam do domu. A w domu jak w saunie. Bianka cały dzień chodzi po mieszkaniu szukając miejsca do wyłożenia się i krótkiej drzemki. Dopiero na wieczór ożywa i ściga komary, które wpadły do pokoju. Od razu przypominają mi się zeszłoroczne wakacje w Holandii i moje pogryzione nogi. Dobrze, że tutaj nie ma tylu komarów, chociaż jakiemuś już udało się dziabnąć moją nogę.

To był jak na razie zdecydowanie najgorętszy tydzień tego roku. Ciekawe co przyniosą następne dni.
Udanego tygodnia!

27.07.2013

Sobotnie śniadanie: kakaowe muffiny z owocami

Gorąco, gorąco i jeszcze bardziej gorąco. Co tam, że żar leje się z nieba i siedząc i nic nie robiąc topię się jak masło. Rano wstałam, chwilę się zastanowiłam i włączyłam piekarnik. Szybko wymieszałam składniki, a po parudziesięciu minutach miałam pyszne i zdrowe muffiny. Wczoraj z działki przyniosłam kubełek jeżyn, malin oraz borówek. Najlepsze owoce wprost z krzaczka na śniadanie! :-)

Z innych wieści...
Wczoraj rano podczas biegania złapałam zająca. Tak... już dawno się nie przewracałam. Ostatnim razem w grudniu przejechałam się po warstwie śniegu i wylądowałam na czterech literach. Ale wiadomo, to zima i wtedy jest więcej mniej lub bardziej spektakularnych upadków. A teraz? Wydawałoby się, że to prosta droga. Jednak piach jest zdradliwy, bo w nim kryją się kamienie. O jeden z nich zahaczyłam, no i masz babo placek. Poleciałam jak długa (dobrze, że nie całkiem na twarz, tylko na prawą rękę) i obtarłam kolana. Dziś mam dwa ładne siniaki na obu kolanach.
Wracając do upału. U Was też takie temperatury powyżej trzydziestu stopni? Właściwie, to gorąco w moim mieście jest już od ponad tygodnia, ale jutro będzie kulminacja. Zapowiadają 37 stopni!
Idę dalej się topić...

Kakaowe muffiny śniadaniowe z owocami
|12 sztuk| inspiracja - z moimi małymi zmianami

1 szklanka mąki
1/2 szklanki otrąb pszennych lub żytnich
6 łyżek płatków owsianych
1/2 szklanki cukru trzcinowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka kakao
1,5 szklanki jeżyn i malin
1/2 szklanki śmietany 12% plus odrobina mleka jeśli ciasto wyda się za gęste
6 łyżek oleju słonecznikowego
2 jajka

Formę na 12 muffinek wyłożyć papilotkami lub wysmarować tłuszczem. W osobnej misce wymieszać mąkę, płatki, otręby, cukier, proszek do pieczenia oraz kakao. W drugim naczyniu połączyć jajka ze śmietaną i olejem. Suche składniki wsypać do mokrych i szybko wymieszać do połączenia. Jeśli ciasto będzie za gęste, tak, jak to u mnie było, dolać trochę mleka. Następnie dodać owoce i delikatnie wymieszać. Gotowe ciasto przełożyć do papilotek. Piec w temperaturze 180 stopni przez około 20 minut.
Podałam z frużeliną z malin, jagód, truskawek i wiśni.

26.07.2013

Co w Berlinie kupiłam?

Od czasu mojej jednodniowej wycieczki lada moment minie miesiąc. Krótką relację przedstawiłam już tutaj, ale nie pokazałam jeszcze co ciekawego kupiłam. Wspominałam, że tym razem nie przywiozłam ciuchów, a postawiłam na praktyczne dodatki do pisania i ozdób, kosmetyki i trochę słodyczy. Na zdjęciach są prawie wszystkie rzeczy, które udało mi się zakupić.

Liczy się nie tylko praktyczność, ale i ciekawy wygląd. I tak znalazłam notes białych, okrągłych karteczek w intrygująco ozdobionym pudełeczku, urocze pinesko - żółwiki i babeczkę z kaczuszką, na której można wetknąć kartkę. Trafiłam także na od dawna poszukiwany notes do codziennych zapisków, zestaw samoprzylepnych, różnokolorowych i o różnym kształcie kartek oraz zestaw sześciu wstążek do ozdoby.
Piękną bransoletkę kupiłam w prezencie dla przyjaciółki, a dla mamy perfum DKNY, z którego i ja czasem korzystam ;-) Na moje czarne kropeczki na nosie i brodzie wzięłam plastry z Nivea. Jeszcze ich nie wypróbowałam, ale jestem ciekawa skuteczności.
Ze słodkości nie mogło zabraknąć czekolad Ritter Sport. Dwie tabliczki letnich smaków i pudełko pojedynczo pakowanych czekoladek. Przy okazji, takie samo pudełko widziałam dwa dni temu u nas w sklepie i chyba się po nie wybiorę ;-) I na koniec coś, co mogłam już rok temu podczas wakacji w Holandii kupić, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam. Mikado. Ależ to dobre... Czytałam, że i na naszym rynku ma się pojawić (a może już jest?), więc czekam niecierpliwie.
To tyle moich zakupowych nowości ze stolicy Niemiec :-)

23.07.2013

Torcik z owocami lata

Upieczony dla taty. Wszystkich zachwycił wizualnie i smakowo. Kwintesencja lata w pięknym, niedużym, czekoladowym torciku. Inspiracja Moje Wypieki.

Torcik czekoladowy z owocami lata

Ciasto
3 duże jajka
150 ml mleka
130 ml oleju słonecznikowego lub rzepakowego
1 i 1/4 szklanki brązowego cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
150 g mąki pszennej
60 g kakao
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.
W naczyniu roztrzepać lekko jajka, dodać mleko, olej, cukier, ekstrakt z wanilii - wymieszać do połączenia.
Do drugiego naczynia przesiać mąkę, kakao, sodę oczyszczoną, proszek do pieczenia. Przesiane składniki wsypać do wymieszanych mokrych składników i wymieszać do połączenia (wszystkie wymieszane przy pomocy rózgi kuchennej, nie trzeba używać miksera).
Formę o średnicy 20 cm (u mnie 21 cm) wyłożyć papierem do pieczenia, samo dno. Przelać do niej ciasto. Piec w temperaturze 170 stopni przez około 50 minut lub dłużej, do tzw. suchego patyczka. Wyjąć z piekarnika, wystudzić.
Z wystudzonego ciasta odciąć 'górkę' i pokruszyć. Pozostałe ciasto przekroić wzdłuż na pół.

Krem
250 g serka mascarpone
250 ml śmietany kremówki 36% (użyłam 30%)
1,5 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub pasty z wanilii

Wszystkie składniki powinny być schłodzone.
Mascarpone i kremówkę umieścić w jednym naczyniu, ubić do otrzymania gęstego kremu. Pod koniec ubijania dodać cukier i wanilię.

Frużelina z owoców lata
250 g owoców lata (świeżych lub mrożonych): u mnie pół na pół świeże i mrożone. Dałam świeże maliny i jagody oraz mrożone truskawki i wiśnie.
1,5 łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w minimalnej ilości gorącej wody
pół szklanki cukru
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej rozpuszczona w 1 łyżce wody

W małym garnuszku wymieszać owoce z cukrem. Postawić na palniku o średniej mocy i podgrzewać do rozpuszczenia się cukru, nie doprowadzając do wrzenia (owoce puszczą sporo soku). Dodać cytrynę, wodę z mąką, wymieszać, lekko podgrzać, wymieszać i zdjąć z palnika. Rozpuszczoną żelatynę powoli wmieszać do owoców, uważając by nie wytworzyły się grudki (można najpierw ją rozrobić z odrobiną soku z owoców, by nie była tak gęsta). Schłodzić, by sos zgęstniał. Frużelina powinna mieć konsystencję żelu-kisielu (nie może być jednak gęsta jak galaretka).

Ponadto: świeże owoce na wierzch tortu

Wykonanie
Jeden z blatów tortu położyć na paterze. Na niego wyłożyć połowę kremu, następnie kilka łyżek frużeliny, wyrównując. Przykryć drugim blatem, posmarować resztą kremu, kilkoma łyżkami frużeliny. Na górę wysypać czekoladowe okruchy, ozdobić owocami.
Przechowywać w lodówce.
----------
Z innych wieści...
Na blogu nadal robię małe zmiany, ale żadnego nowego adresu nie będzie ;-) Powróciłam do profilu bloggera. Ponad pół roku miałam profil połączony z Google+ , jednak nie byłam do tego ostatecznie przekonana. Konto na Google+ nadal mam, ale nie łączę go już z blogiem.
Czy u Was też jest tak ciepło? Mamy przepiękne lato!
A, przepis z małym poślizgiem czasowym, ale wczoraj miałam wieczór bolącej głowy.

21.07.2013

Letnie imieniny

Co to był za tort... Pozostał tylko kawałek, ktoś chce? W właśnie kończący się weekend wypadły imieniny taty i wiedziałam, że muszę upiec coś niesamowitego. Tym bardziej, że mieliśmy gości, starałam się jeszcze bardziej. Ten tort spisał się idealnie. A na przepis zapraszam jutro :-)
W zmianach na blogu pisałam o cotygodniowym podsumowaniu tygodnia w niedzielę. Dziś jeszcze nie pojawi się taki wpis, ale już za tydzień owszem. Po prostu dzisiaj nie miałam czasu na przygotowanie posta. Mam nadzieję, że ten torcik mnie usprawiedliwia ;-)

20.07.2013

Sobotnie śniadanie: jagodowo

Po ostatnim zamieszaniu spowodowanym nagłą i idiotyczną zmianą adresu bloga, już prawie uporządkowałam to, co namieszałam. Matulu, nie wiem po co to zrobiłam. Szkoda, że nie siedział nikt obok i nie trzepnął mnie porządnie w łeb zanim kliknęłam co nie trzeba... Trudno, co się stało, to się nie odstanie.

Tak, jak kilka dni wcześniej pisałam, wprowadziłam cotygodniowy sobotni wpis ze śniadaniem.
Dziś bez przepisu, bo naleśniki są zrobione najprościej i klasycznie. Ciekawsze jest wnętrze. Posmarowałam masłem orzechowym i dodałam garść jagód wprost z lasu ;-) No, przecież mamy sezon jagodowy!

18.07.2013

Pomyłka...

Zmiana adresu bloga była chwilowa. Niestety, narobiłam sobie przez to bałaganu... Nie mam pojęcia co mnie podkusiło do zmieniania (siedzenie po nocach ma zły wpływ), ale za dużo miałam z tym problemów i powróciłam do tego co było.
Wybaczcie to zamieszanie.

16.07.2013

Z grecką nutą, zmiany

Chciałam bywać tu częściej, więcej czasu spędzać w kuchni, bardziej inspirować. Odkąd rozpoczęłam wakacje, tylko na początku miałam tyle entuzjazmu. Z dnia na dzień mój zapał był coraz mniejszy aż w końcu zwątpiłam. Być tutaj nadal czy porzucić Barbarellę... Gdzieś tam głęboko wciąż tkwią te wątpliwości, ale postanowiłam, że zostanę. Zdecydowałam się na zmiany i zaczęłam od nowego nagłówka i innego szablonu. Pomyślałam, że ciekawe będzie wprowadzenie cotygodniowych wpisów: sobotnie śniadanie i niedzielne podsumowanie tygodnia, w którym czasami również pojawi się przepis na jakiś deser. A w pozostałe dni będzie o wszystkim innym i zależnie od tego co akurat będzie się u mnie działo. Przepisy też mogą się pojawić, ale postaram się w większej ilości pokazywać coś innego. Na przykład moje rysunki, bo już od dawna nic nie rysowałam i uważam, że czas do tego powrócić.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się odświeżona Barbarella :-)

Śniadanie z grecką nutą. Niedawno w Lidlu był grecki tydzień i zachęcona ofertą zakupiłam pastę sezamową Tahini oraz niebiańsko pyszną Baklavę. Pasta sezamowa jest z dodatkiem kakao, cudo! Już od jakiegoś czasu chciałam tego cuda spróbować i nareszcie nadarzyła się okazja. Ten zapach i smak... chałwa w wersji do smarowania! A chałwę bardzo lubię (tylko rzadko jadam z wiadomych względów ;-)).
Pastą posmarowałam naleśniki i zrobiłam naleśnikowe zawijaski, które podałam z truskawkami.

12.07.2013

Banany plus truskawki

Witajcie :-) Niedawno wróciłam ze spaceru z przyjaciółką. Wyglądając z rana przez okno sądziłam, że jest chłodniej, a tu niespodzianka. Momentami powieje mocniejszy wiatr, ale poza tym 22 stopnie i słońce sprawiają, że jest przyjemnie.
Wakacje trwają w najlepsze, a u mnie nie dzieje się nic szczególnego. Chciałabym się gdzieś wybrać... Jednak w tym roku to raczej niemożliwe. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zrobić generalne porządki w pokoju, upiec trochę słodkości i w końcu zacząć pisać coś konkretnego odnośnie mojej pracy licencjackiej. Ostatnia czynność najmniej mi się podoba, ale wiem, że trzeba się za to zabrać. Im wcześniej tym lepiej, a wakacje to idealny czas.

Na początku tygodnia zapowiedziałam przepis na chlebek bananowy. Piekłam go dwa tygodnie temu w dość szybkim tempie. Był już wieczór, a następnego dnia czekała mnie bardzo wczesna pobudka i miałam jeszcze kilka innych rzeczy do zrobienia. Mimo goniącego czasu udał się bezbłędnie i dwa kawałki pojechały ze mną na wycieczkę do Berlina ;-)
Co w nim ukryłam? Jedne z najlepszych owoców lata, czyli truskawki :-) Banany i truskawki to zgrany duet dający niezwykle wilgotny i bardzo apetyczny chlebek. Inspiracja z bloga blue spoon.
Chlebek bananowy z truskawkami

3 jajka
2 dojrzałe banany
1,5 szklanki truskawek
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki oleju (lub rozpuszczonego masła)
1/2 szklanki jogurtu greckiego (użyłam naturalnego)
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Truskawki umyć, pozbyć się szypułek i pokroić na małe kawałki.
Jajka ubić z cukrem na puszystą masę. Dolewać olej, a następnie jogurt - cały czas miksując. Na końcu dodać banany rozgniecione na papkę i delikatnie połączyć je z masą. W osobnym naczyniu wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Dodawać stopniowo tę suchą mieszankę do masy i miksować. Na końcu dodać truskawki i delikatnie wymieszać masę (szpatułką, nie mikserem).
Piec w keksówce około 60 minut w temperaturze 175 stopni.
Udanego weekendu!

10.07.2013

Parapetowe grzanie

Parapet. Cóż za wspaniałe miejsce dla kota! Czy to w kuchni czy to w moim pokoju. Jak świeci słońce, to hop na górę i Bianka grzeje się w najlepsze. A podczas tych kąpieli słonecznych wygląda przez okno patrząc co ciekawego na zewnątrz, czyści się i na koniec ucina sobie drzemkę. I wszystko byłoby wspaniale gdyby nie ta natrętna pańcia, która ze swoim aparatem wszędzie zagląda. Ostatnie zdjęcie mówi samo za siebie ;-)
Lato w pełni, więc przed nami mnóstwo godzin parapetowego grzania.

6.07.2013

Dzień w Berlinie

W zeszłą sobotę odwiedziłam Berlin. Niemiecka stolica jak zawsze zatłoczona, pełna ludzi z różnych stron świata. Ostatnim razem byłam tam w grudniu 2011, bo wymyśliłyśmy sobie z przyjaciółką, że chcemy zobaczyć świąteczne jarmarki. No cóż, to był chyba pierwszy i ostatni raz o tej porze roku. Było potwornie zimno, pociąg i S-bahny nie jeździły jak powinny i masa ludzi dookoła. Jak wspominałam, tłoczno było i tym razem, ale mogę to przeboleć, bo najważniejsze, że było optymalnie ciepło. A i nawet z pociągami nie było problemów. Wniosek jeden: najlepiej jechać latem (dzień długi i przynajmniej nie będą odmrażać się ręce, a co najwyżej złapie deszcz).
Po co pojechałyśmy tym razem? Głównym celem były zakupy. Jedynie stadion olimpijski był punktem w naszej wycieczce czysto turystycznym ;-) Odhaczyłyśmy go na samym początku i później udałyśmy się do sklepów. Najpierw odnalazłyśmy Kurfürstendamm. Tylko był tam taki mały szczegół... Po przejściu wzdłuż sklepów na które najprawdopodobniej nigdy w życiu nie będzie nas stać, wstąpiłyśmy do Douglasa (który swoją drogą też wydał nam się zbyt ekskluzywny, trochę dziwnie się czułyśmy) i dałyśmy sobie spokój. Udałyśmy się do najbliższej stacji S-bahn i pojechałyśmy na Alexanderplatz. Tam krótki widok na wieżę telewizyjną i rozpoczęłyśmy wędrówki po sklepach. Witamy w centrum Alexa :D To jest tak ogromne, że dnia by nie starczyło na obejście całego. Ciuchów nie kupowałam, postawiłam na takie rzeczy jak notesy, dekoracyjne wstążki, urocze pineski, kosmetyki i trochę słodkości. Na dniach pokażę co przywiozłam.
Po całym dniu wędrówki byłam potwornie zmęczona. Nie dość, że od 4:15 na nogach, to jeszcze ciężka torebka na ramieniu i dodatkowe torby z zakupami. Czekając już na dworcu na pociąg powrotny, zaczęło padać. Od rana się chmurzyło, ale dobrze, że dopiero pod wieczór spadł deszcz.
Berlin pożegnał nas deszczowo, jednak cały dzień zaliczam do bardzo udanych. Ciekawe kiedy następna wyprawa ;-)